czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział VIII

*Elizabeth*
Obudziłam się. Było mi gorąco. Obróciłam głowę i zamarłam. Obok mnie leżał Harry. Miał rozchylone usta. Wolno oddychał a jego ręka była owinięta wokół mojej talii. Pachniał miętą i wodą kolońską.
Ruszyłam nogą a rozrywający ból przeszedł moje ciało. Zoriętowałam się, że mam ranę na nodze. Moje nadgarstki były opatrzone. Pomyślałam, że tego nie mógł zrobić Harry ale z drugiej strony nikogo innego nie było.
Miałam wstać z łóżka kiedy chłopak wydał z siebie pomruk. Przetarł swoje oczy dłońmi.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął sie do mnie.
Co do kurwy?! Przecież mnie nienawidzi.
-Cześć kochanie.
Powiedział sennie jak gdyby nigdy nic.
-Co ty wyprawiasz? Odsuń się ode mnie. Boje się ciebie! Co mi zrobiłeś?!
Wydarłam się na niego.
Wyraz jego twarzy się zmienił. Widziałam, że mięśnie na jego ramionach się napieły.
-Co ja ci zrobiłem? Próbowałaś zwiać a to nie był dobry ruch.
Wstał z łóżka (co to za łóżko?!).
-Słuchaj, chce z tobą porozmawiać. To ważne i nie musisz sie bać.
Pewnie zauważył, że drżę. Byliśmy twarzą w twarz. Pochylił się do mnie. Jego ciepły oddech uderzył w moją twarz.
-Wiem jak ci pomóc. Twój tata żyje ale nie wiem jak długo to potrwa. Graham nigdy się nie pieści. Uwierz na słowo. Jeśli uda mi się go odciągnąć od twojego ojca, ty możesz go uratować.
-Dlaczego chcesz mi pomagać? To pewnie jakiś podstęp.
Oparłam ręce na piersi. Obrazy mojego ojca pobitego do nieprzytomności przemknęły przez mój umysł.
-Mam swoje powody aby nienawidzić Grahama i tak naprawdę jestem w tym gangu aby sie na nim odegrać.
-Ale co ja i mój ojciec mamy z tym wspólnego?
-W sumie nic ale mam ochotę wam pomóc i bardzo mi się spodobałaś.
W moim brzuchu latało stado motyli. Czerwień oblała moje policzki.
-Oj nie rób takiej miny! Dobrze wiesz jak działasz na facetów.
Dotkną palcami mojej rozgrzanej skóry na twarzy. Nie z własnej woli przymknęłam oczy. On obserwował jak działa na mnie jego dotyk.
*Harry*
Rozpływałem się. Jej skóra była taka delikatna i ciepła. Chciałem ją pocałować ale wiedziałem, że to nie będzie na miejscu.
-Słuchaj skarbie, musze jechać do Grahama i wyczaić gdzie trzymają twojego tatę. Potem będziemy myśleć co dalej.
Spojrzała na mnie a błękit jej oczu sprawił, że straciłem grunt pod nogami.
-Musisz mnie zabrać.
Powiedziała do mnie załamującym się głosem.
Przytaknąłem. Chciała wstać ale rana w jej nodze sprawiła, że opadła na łóżko. Podszedłem do niej i podniosłem ją na rękach. Pisnęła zaskoczona moim ruchem.
-Postaw mnie. Jestem za ciężka!
Marudziła mi nad uchem. Jak mogła tak mówić? Była taka lekka i delikatna.
Postawiłem ją przed drzwiami do samochodu. Otworzyłem pojazd i pomogłem jej usiąść.
Po chwili jechaliśmy w stronę miasta. Spojrzałem na nią. Była ubrana w sukienkę. Tą samą, w której była na imprezie. Pomyślałem, że ucieszyła by się z nowych ubrań.
-Pojedziemy w jedno miejsce, okey?
Na moje słowa odwróciła głowę od szyby i przytaknęła.
Zapanowała długa cisza. Włączyłem radio. Rockowa muzyka zabrzmiała w moim samochodzie. Chyba piosenka spodobała się Elizabeth, ponieważ zaczęła bębnić palcami o swoje kolano w rytm muzyki.
Zbliżaliśmy się do sklepu odzieżowego w małym miasteczku.
-Elizabeth, musisz kupić sobie ciuchy. Nie to że ta sukienka jest brzydka czy coś bo jest tak seksowna, że staje mi na sam widok tylko możesz się zaziębić.
Róż oblał jej policzki pewnie przez mój komentarz.
-Okey, tylko nie mam pieniędzy.
-Tym się nie martw.
Opuściliśmy auto i ruszyliśmy w stronę sklepu. Elizabeth wybrała czarne rurki, bluze i trampki. Wyglądała uroczo.
Gdy opuszczaliśmy sklep nadal mi dziękowała za ubrania. 

~Szanujesz moją prace? Zostaw komentarz~

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział VII

*Harry*  
Moje nerwy nie wytrzymywały. Miałem dość tej całej szopki!
Z tą dziewczyną było stanowczo za dużo problemów.
Wsiadłem do swojego samochodu i ruszyłem w stronę cmentarza. Kochałem to miejsce. Tu spotykałem się z moim ojcem.
Wysiadłem z auta. Udałem się na grób Joe'go Styles'a.
Byłem dumny, że mogę nosić to nazwisko. Mój ojciec był bohaterem. Stanąłem przed miejscem, w którym spoczywał tata
-Nie daję rady. Wszystko co robię czynie z myślą o Tobie. Ciężko mi.
Załkałem. Położyłem różę na grobie ojca.
-Tak wiele wycierpiałeś przez Grahama. Muszę to zmienić. Teraz on będzie cierpiał. 
Usiadłem na ławeczce i wpatrywałem się w kawał marmuru. Przypomniało mi się jak ojciec zabierał mnie każdego ranka do piekarni i kupował świeże bułeczki.
Pojedyncza łza kapła na moje czarne rurki.
Uśmiechnąłem się, ponieważ uświadomiłem sobie, że tylko tata potrafił mnie wzruszyć. Sięgnąłem do kieszeni po paczkę fajek. Dopiero wtedy zoriętowałem się, że nie mam kluczyków od kajdanek. Moje oczy rozszerzyły się do niezwykłych rozmiarów. Biegiem ruszyłem w stronę parkingu przed cmentarzem.
*Elizabeth* 
Wydostałam się z tej rudery. Moje nadgarstki bolały. Chwiałam się na nogach. Brak pożywienia dawał się we znaki.
Biegłam. Długo biegłam.
W pewnej chwili usłyszałam ryk silnika. Polną drogę, którą biegłam oświetlił blask świateł samochodowych.
Gwałtownie skręciłam w rów. Upadłam na coś ostrego. Z mojej nogi wystawał kawał szkła. Bolało jak cholera.
Powoli traciłam przytomność. Jedyne co zdążyłam zobaczyć to zielone oczy i bujne włosy, delikatne i miękkie.
*Harry*
-Wstawaj!
Wydarłem się chwytając ją za ramie. Odpłynęła, jeszcze tego mi było trzeba.
Już miałem ją szarpnąć ale zauważyłem szkło w jej nodze. Auć!
Szybko skoczyłem do samochodu po apteczkę. Bałem się wyjąć jej to szkło. Mogło ją chelrnie boleć a tego nie chciałem. Zrobiłem to powoli, najdelikatniej jak umiałem. Obandarzowałem jej nogę gdy nagle dostrzegłem rany na nadgarstkach Elizabeth. Jezu, chyba zostane pielęgniarką na cały etat.
Opatrzyłem i te rany.
Wziąłem ją na ręce. Była taka lekka, delikatna. Jak mogłem chcieć ją skrzywdzić. Położyłem Elizabeth na tylnim siedzeniu samochodu.
Jechałem powoli. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Jussa.
Odebrał po dwóch sygnałach.
-Słuchaj, masz jakieś 5 minut na zorganizowanie łóżka tak wygodnego, że na sam widok chce się w nim pieprzyć.
Nie czekałem na odpowiedź i rozłączyłem się.
Podobała mi się Elizabeth, nawet bardzo.
Zapragnąłem traktować ją jak księżniczkę. Moją księżniczkę.
Zatrzymałem się przed tą budą. Księżniczki zasługują na pałace.
Przed wejściem stał Juss. Podeszłem do niego a on wyciągną do mnie rękę ale zignorowałem to. Szczeniak mnie wkurza.
-Załatwiłeś to co chciałem?
-Taa, spokojnie. Ale się wkręciłeś.
Nie mogłem uwierzyć, że ten szczyl się odzywa do mnie w ten sposób.
Zamachnąłem się i trafiłem go moimi kostkami prosto w twarz. Chłopak osuną się na nogach. Ups.
Wziąłem na ręce Elizabeth i ruszyłem w stronę budynku.
Kątem oka zobaczyłem krew na nosie Justina. Nie było mi go szkoda.
Mimo, że go nie lubiłem wywiązał się z zadania. Łóżko było dwuosobowe. Prawidłowo.
Położyłem moją księżniczkę na materacu.
Wyglądała pięknie.
Oderwałem rękaw od mojej koszuli i zamoczyłem w kałuży.
Potarłem jej czoło. Powoli otworzyła oczy.
Zobaczyłem błękit jej źrenic. Była cudowna.
-Zimno mi.
Wyszeptała. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawe, że jest tylko w mega seksownej sukience.
Wyciągnęła do mnie dłoń. Przyciągnąłem ją do siebie.
Oczy Elizabeth znowu się zamknęły.
Zasnęła w moich ramionach.
Niespodziewanie wszedł Juss.
Zaczął się podśmiechiwać ale pokazałem mu środkowy palec.
Zciągnąłem buty i położyłem się z moją księżniczką.
Razem zasneliśmy

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział VI

*Harry* 
Jezu! Co ja zrobiłem?! Nie chciałem tego. Co mi się dzieje? Nigdy nie podniosłem ręki na kobietę ale z drugiej strony żadna się tak do mnie nie odnosiła. Nie powinna była tego robić. To jej wina. ostatni raz na nią spojrzałem. Moim oczom ukazała się jedna, samotna, pełna bólu łza. Zapragnąłem ją przytulić, przeprosić, błagać o przebaczenie, ale nie. Niby już zagojona rana z przeszłości mi nie pozwalała. Gwałtownie się odwróciłem i ruszyłem w stronę wyjścia.
Musiałem odwiedzić jedno miejsce. 
*Elizabeth* 
W jego oczach buzowała złość, agresja, nienawiść. Bałam się go. Wiedziałam, że jest w stanie zrobić mi krzywdę. Wyszedł stąd jak huragan.Nie usłyszał nawet brzdęku upadających kluczy. moja jedyna szansa na ratunek leżała jakieś 3 metry ode mnie. otarłam łzę, wzięłam głęboki oddech i byłam gotowa. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak daleko od domu, która jest godzina. NIC. Ale jednego byłam pewna. Chciałam uciec od tego okropnego miejsca. Szarpnęłam rękami z nadzieją, że to pomoże mi w wydostaniu się. Wiele razy próbowałam zerwać z siebie kajdanki ale to tylko powodowało powstawanie nowych ran na moich nadgarstkach. Byłam tam kilka dni. Mało jadłam i spałam. Harry czasami przynosił mi jedzenie ale upychałam je pod materacem. Nie chciałam jego litości. Uniosłam się z łóżka. Stałam na własnych nogach. Od upuszczonych kluczy dzielił mnie metr. Postanowiłam przemieścić się razem z łóżkiem. Ciągłam je w stronę  mojego wybawienia. Stal kajdanek ocierała mi się o otwarte rany. Wiedziałam, że będą blizny. Wyciągnęłam rękę i poczułam chłodne uczucie wolności. W mych rękach spoczywały kluczyki.
Szybko zdjęłam to żelastwo z nadgarstków. Krew ciekła mi po dłoniach.
________________________________________________________________________________

    

sobota, 4 października 2014

Rozdział V

 *Harry*
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę baru. Wiedziałem, że Elizabeth jest głodna i chciałem to zmienić. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę frontowych drzwi knajpy. Popchnąłem ciężkie je i uderzył we mnie przytłaczający zapach tytoniu i przelewanego tu alkoholu. Ruszyłem w stronę baru. W miarę ładna blondynka z wyjebaną maską makijażową na mordzie zapytała: 
- Hej przystojniaku, co podać? 
Chciało mi się rzygać z powodu jej taniego podrywu. 
- Ogarnij dupe i daj mi burgera. 
Odparłem niezbyt przyjemnie no ale sory taki mamy klimat.
Przygaszona ruszyła do kuchni robić to całe gówno. Nagle poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Był to jakiś obleśny pijak. Śmierdziało od niego piwskiem na kilometr. 
- Pożycz pan trochę. 
- Weź koleś spierdalaj na izbe wytrzeźwień.  
Burkną coś niewyraźnie i znikną. W tym czasie natrętna blondynka skończyła robić burgera. Zapłaciłem i ruszyłem w stronę samochodu. Usadowiłem się wygodnie na fotelu i zakręciłem kluczykiem. Usłyszałem cudowny dźwięk silnika. Tak dawno się nie ścigałem. Powoli mi tego brakowało. Tej adrenaliny buzującej w żyłach, chęci zwycięstwa, zapachu testosteronu. Stare dobre czasy....
Ruszyłem z piskiem dla podkreślenia, ze raczej tu nie wrócę. Moje myśli skupione były na Elizabeth podczas całej drogi. Była piękna... Co z tego. Była kolejną ofiarą naszego gangu. Nic więcej. Chyba.....
Dotarłem do tej starej rudery. Taka piękna kobieta nie zasługiwała na takie warunki no ale cóż to nie żadna.fundacja dla biednych.
Poszedłem w stronę pomieszczenia, w którym ją zostawiłem. Była tam. Zapłakana, załamana, sponiewierana przez los. Coś mnie zakuło.. tak w środku. Poczucie winy? Nie... Ja nie mam uczuć. Bynajmniej tak mi się wydawało.
- Hej Kochanie! Mam dla ciebie trochę jedzenia. Może to nie żaden befsztyk ale jednak coś.
Podałem jej burgera. Z odrazą w oczach i pustym żołądkiem zabrała jedzenie.
- Ej co jest?
Odsunęła się na skraj łóżka. Szkoda mi jej było. W sumie nic nie zrobiła. 
*Elizabeth* 
Nienawidziłam go. Zrobił mi tyle przykrości. Porwał mnie! To już oczywisty powód do nienawiści. 
- Pierdol się. 
Odpowiedziałam na jego pytanie. 
Po chwili poczułam piekący ból na lewym policzku. Uderzył mnie. Jego oczy płonęły gniewem. 
Pojedyncza łza spłynęła po mojej twarzy. W tym momencie wiedziałam, że nie jestem przy nim bezpieczna nawet w małym stopniu. 


_________________________________________________________________________________ Kolejny rozdział! Jak się podoba? :* Zachęcam do komentowania :D

piątek, 5 września 2014

Rozdział IV

Obudziłam się przykuta do metalowego łóżka. Wokół było pełno syfu a na krześle obok spał ON. Mój przystojny porywacz, który wczorajszej nocy przestraszył mnie na śmierć i nadal to robi.
Strasznie bolała mnie głowa. Każdy najmniejszy dźwięk sprawiał, że moje uszy krwawiły.
Nie byłam pewna gdzie jestem. Po pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że zostałam porwana!
Kajdanki założone na moje ręce wbijały mi się uporczywie w delikatną skórę nadgarstków. Byłam pewna, że powstaną tam siniaki. Mocno szarpnęłam rękami a głośny brzdęk metalu odbił się echem po pustym pomieszczeniu. Spojrzałam na niego. Jego oczy w wolnym tempie się otworzył. Serce podeszło mi do gardła a zieleń jego zaspanych oczy uderzyła we mnie. Przeszywał mnie wzrokiem. Jego loki były poburzone co wyglądało dość zabawnie. Przeczesał je swoimi długimi palcami doprowadzając je do ładu. Zauważyłam na jego ręce kilka tatuaży.
- Po co mnie porwałeś?! Czy ty jesteś normalny?!
Wydarłam się na niego nie zważając na konsekwencje.
Schylił się ku mnie i swym przyciszonym, ochrypłym od spania głosem powiedział:
- Radzę Ci siedzieć cicho skarbie. Chyba, że wolisz abym kazał popilnować Cię kilku moim starszym kumplom a tak na marginesie powiem Ci, że nie mamy w gangu żadnych lasek a im powoli nie wystarcza rączka, więc powodzenia.
Oparł się w nonszalancki sposób na krześle i wyją z kieszeni paczkę papierosów. Odpalił pojedynczego i wsadził pomiędzy wargi, przygryzając go zębami.
Jego słowa wypaliły mi dziurę w mózgu. Bałam się go. Tak cholernie się go bałam.
- Dlaczego?...
Zaskomlałam przyciągając nogi do klatki piersiowej.
- Ponieważ twój kochany tatulek nie zapłacił za ostanie kilka działek ale nie bój się skarbie jak tylko odda kilkadziesiąt baniek będziesz wolna.
- C-co?
Podniosłam głowę i z zapłakanymi oczami spojrzałam na niego.
- To nie możliwe! Mój ojciec nigdy nie brał żadnych narkotyków! Kłamiesz!
Krzyczałam na niego jak obłąkana. To nie mogła być prawda ...
- Wybacz kochanie. Jeśli nie wierzysz twoja sprawa.
Powiedział unosząc się z krzesła. Podążył w stronę wyjścia. Powiodłam za nim wzrokiem.
- Yyyy... Zostań. Ja, um. Jak kolwiek masz na imię. Boję się.
Skuliłam się przytłoczona swoją bezradnością.
- Harry. - Powiedział spoglądając na mnie.
- Co? - Zapytałam zdezorientowana.
- Mam na imię Harry. - Powiedział z widocznym rozbawieniem w głosie. Niestety mi nie było do śmiechu. Zostałam porwana i nie mam zielonego pojęcia gdzie jest tata. W kółko zadawała sobie pytanie co ze mną będzie.
- Niestety muszę się oddalić kochanie. Na pewno umierasz z głodu. - powiedział na odchodne.
Harry... Coś mi mówiło, że po zostanie w moich myślach na długo.




__________________________________________________________________________________
W ten sposób powstaje nowy rozdział. Postanowiłam, że nowy rozdział pojawi się, gdy pod tym będzie 5 komentarzy. Przepraszam za dłuugą przerwę ale teraz blog będzie działał systematycznie. ♥
Kocham Was, dziękuję, że jesteście  :*
Ten rozdział dedykuję Darii mojej przyjaciółce. ♥ Uwielbiam Cię a tu masz buziaka od Harrego.



piątek, 4 lipca 2014

Rozdział III



   Męczyłam tatę przez resztę dnia. Chciałam abyśmy udali się na tą cholerną policję!
On tylko mnie uspokajał ale nie wychodziło mu to za dobrze.
Zaczęłam się mocno zastanowić nad dzisiejszą imprezą. Z jednej strony nie chciałam wystawić Anny a z drugiej mój tata leżał poobijany.
Wolała bym z nim zostać ale nigdzie dawno nie wychodziłam.
Weszłam do sypialni ojca i zapytałam:
- Jak się czujesz tato?
- Tak samo jak 10 minut temu. Elizabeth nie musisz się tak nade mną użalać.
Powiedział unosząc się na łokciach. Usiadłam na łóżku koło niego.
- Martwię się tato. Zrozum.
- Rozumiem ale jest to zbędne.
- Ehh… Okey, mam pytanie.
- Słucham cię Skarbie.
Poprawiłam się na łóżku. Nigdy nie było mi łatwo pytać taty czy mogę iść na imprezę. Kiedyś odbył ze mną rozmowę „ojciec-córka” i chcę to jak najszybciej zapomnieć.
- Czy mogła bym iść dzisiaj na imprezę z Anną?
Przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Jasne. Baw się dobrze! Odebrać Cię czy chcesz jechać sama? 
- Poradzę sobie. Dziękuję
Ucałowałam tatę w czoło najdelikatniej ja umiałam aby nie naruszyć jego poobijanej twarzy.
Uwielbiam to, że mój kontakt z tatą jest tak dobry. Cieszę się i jestem z tego dumna.
Udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Osuszyłam się i przyszła pora aby wybrać strój na wieczór. Założyłam małą czarną, wysokie koturny w tym samym kolorze. Lubiłam tą sukienkę, była o wiele bardziej seksowna niż większość moich ciuchów. Wykonałam delikatny makijaż i ułożyłam moje blond włosy w delikatne loki spadające kaskadami na ramiona. Spojrzałam na telefon. 19:40, musiałam już jechać po Annę. Zeszłam na dół.
- Pa tato!
Krzyknęłam na odchodne.
Weszłam do samochodu. Zbierałam na niego przez kilka lat i pokochałam go od razu. Po 5 minutach byłam pod domem Ann.
Wyszła z domu wyglądała nieziemsko! Od zawsze zazdrościłam jej wyglądu i figury. Wgramoliła się do samochodu w dość zabawny sposób i pocałowała mnie w policzek.
- Hej! Jak nastrój?
Zapytała podekscytowana.
- Cześć, świetnie.
Ruszyłyśmy w stronę domu Louisa. Przez całą drogę Anna opowiadała mi o nim. Podobno jest mega przystojny i lubi zabawiać się dziewczynami. Musiałam uważać.
Dotarłyśmy pod jego dom. Wow! Był ogromny! Chyba najpiękniejszy jaki widziałam! Weszłyśmy przez frontowe drzwi. Dom był już pełny pianych studentów i małoletnich. W salonie jakaś spora grupka grała w durne pijackie gry. Zakochane pary całowały się po kontach. Dla tego lubię imprezy, wszyscy są tacy spontaniczni i szczerzy. To chyba przez alkohol. Jakiś dość przystojny chłopak podszedł do mnie i zwymiotował niemal na moje buty. Poprawka to na pewno przez alkohol.
Udałam się do kuchni po jakiś bezalkoholowy napój. W końcu prowadzę. Zaczęłam sączyć picie z plastikowego kubka, aż ktoś popukał mnie w ramie. Odwróciłam się powoli nie przerywając swej czynność.
- Hej! Witam na imprezie jestem Louis. 
Jezu niemal wyplułam na niego picie! Ludzie mówią, ze jest przystojny ale to jakieś niedomówienie! To istny Bóg.    
- Cześć.
Odpowiedziałam. Jezu jak on mnie onieśmielał.
- Na tą imprezę powinno wbijać więcej takich lasek.
Puścił mi oczko i odszedł.
Zaraz, chwila czy właśnie Louis Tomlinson mnie skomplementował!? Zaczęłam rozglądać się za Anną, lecz zauważyłam coś niepokojącego. To był on… Ten koleś spod latarni. Te jego włosy, postawa ale teraz widziałam go w całej okazałości. Jego lazurowo zielone oczy, mocno zarysowana szczęka. Nie powiem był przystojny i to bardzo. Przeraziłam się. Wysłałam sms’a  Annie.
*Jadę do domu*
Po chwili odpisała.
*Ja zostaję, paa, Kocham cię.*
Ruszyłam w stronę samochodu. Wsiadłam do niego i zaczęłam jechać. Po chwili nie mogłam dalej jechać. Ktoś przebił mi opony. Boże to jakiś koszmar!. Już miałam wysiadać, kiedy ktoś z impetem otworzył drzwi od mojego samochodu. To był on! Zablokował mi wyjście przytrzymując moje drzwi. Strach, lęk, przerażenie to przymiotniki opisujące to co w tedy czułam.
*Harry*
Ale laska była przerażona. Aż tak brzydki jestem? Chciała zacząć drzeć mordę ale wpakowałem jej kilka tabletek nasennych. Szybko odleciała. To było łatwiejsze niż myślałem. Graham mówił, że to porwanie ma związek z największą akcją w tym tygodniu.
Kurde jestem w tym gangu już od 4 lat, porwałem tylu ludzi ale nigdy szef nie pieprzył, że to jest aż tak ważne.
Swoją drogą niezła ta laska. Przerzuciłem ją sobie przez ramię i zadzwoniłem do Justina. Po jednym sygnale odebrał.
- Podjeżdżaj stary.
Oznajmiłem mu i rozłączyłem się. Przyjechał po kilku minutach.
Wpakowałem laskę na tylne siedzenie i usiadłem obok niej. 
- Siema Stary. Mmmm ale cacko ci się trafiło. Zabawimy się.
Powiedział Jus patrząc się na nią wymownie.
- Trzymaj łapy od niej z daleka.
Syknąłem do niego przez zaciśnięte zęby. Wkurzał mnie ten koleś już od dawna ale, że Graham go lubi muszę się z nim użerać.
Ostatnio wpakowali mi coś pod skórę. Podobno jakiś chip. Kilku gości tłumaczyło mi, że robią to gdy ktoś działa dla nich dłużej niż 3 lata. Po tym okresie wie zbyt wiele i ryzykowne było by zgubienie takiego gościa więc dzięki tej kupie żelastwa mogą mnie namierzyć w każdej chwili.
Czuje się jak jebany robokop! Co to ma być. Ta praca coraz bardziej mnie wnerwia.
Justin zaparkował przez tą starą meliną wóz. Zabrałem laskę ze samochodu. Mmm nieźle pachniała tak … Niewinnie? Ej Harry co jest?! Nie lubisz takich dziewczyn. Ale ta jest inna.
Jezuu co się ze mną do cholery dzieje gadam sam ze sobą!?
Położyłem tą dziewczynę o nieziemskim zapachu na starym metalowym łóżku, na którym leżał tylko wysłużony, podarty materac i przykułem ją do posłania kajdankami. Niezły syf tam był. Pomyślałem iż, przydało by się posprzątać. Stwierdziłem więc, że powiem Justinowi i zrobi to jak posłuszny piesek. Głupi dzieciak.
Coś mi mówiło, że laska nie wybudzi się zbyt prędko. Więc postanowiłem posiedzieć przy niej i poczekać. Niestety byłem zmęczony i szybko odpłynąłem.   


  __________________________________________________
kolejny rozdział! Jak obiecałam troszkę dłuższy a no i pojawiła się perspektywa Harrego. Mam nadzieję, że się podoba. :* Dziękuję za wejścia i komentarze! ♥

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział II



   Wstałam rano. Bolał mnie kark. Nie spałam dobrze, budziłam się kilka razy aby sprawdzić czy tata wrócił. Nie było go w domu przez całą noc… Udałam się na dół do kuchni. Wypiłam szklankę soku jak to mam w zwyczaju.


Gdy miałam zamiar ruszyć na poszukiwania taty rozległ się odgłos zamykania drzwi frontowych. Wbiegłam do korytarza i zobaczyłam coś czego nigdy nie spodziewała bym się zobaczyć. Mój ojciec był cały zakrwawiony. Miał rozciętą dolną wargę, prawy łuk brwiowy i podbite oczy. Podbiegłam do niego czym prędzej. Rękawem piżamy wytarłam krew z jego twarzy.


-Boże tato! Kto ci to zrobił? Dobrze się czujesz?!


Zapytałam zdenerwowana i zła na sprawców tego czynu.


- Spokojnie córeczko. To nic takiego. Jakaś grupka nastolatków postanowiła się zabawić i tak się to skończyło.


Powiedział cicho i z tego co usłyszałam ze strachem w głosie. Było to bardzo niepokojące.


- Tato ja tego tak nie zostawię! Jedziemy na policję. W tej chwili.


Już chwytałam za klucze od samochodu gdy tata zatrzymał mnie.


- Hej Elizabeth już w porządku, dawno uciekli. Policja nic nie wskóra. Lepiej podaj mi troszkę lodu jeśli możesz.


Ruszyłam w stronę kuchni a tata usadowił się na kanapie. Coś w jego zachowaniu było nie tak. Był zmartwiony, przygnębiony i … Przestraszony? Nie wiem ale na pewno coś było nie tak.


Podałam mu zmrożony groszek a on z ulgą opadł na kanapę. Wyglądał okropnie. Porozdzierana koszula. Sine oko. Poobijana twarz. Nie mogłam tak tego zostawić, no po prostu nie mogłam.


Och, jak mało wtedy wiedziałam…


_________________________________________________________________________________


Kolejny rozdział!  Sorki, że taki krótki ;// ale następny nadrobi! 
Dziękuję za komentarze to bardzo motywujące! ♥ 

środa, 2 lipca 2014

Rozdział I



Spojrzałam na zegarek. Ugh! Jeszcze 15 minut do końca zajęć. Skupiłam swą uwagę na Annie, która obczajała nowego nauczyciela. W sumie przystojny ale nie dla mnie. Źle mu z oczu patrzy…
Rozległ się dzwonek. Wszyscy opuścili klasę. Boże jak się cieszę, że to już piątek! Zaczekałam za Anną i razem ruszyłyśmy w stronę drzwi frontowych szkoły.
- Leci na mnie! Mówię ci.
Ann zachwycała się nauczycielem.
- Okey, może jest przystojny ale z 10 lat starszy! Jak możesz się nim jarać?
- Jest boski El! Przyznaj.
- Okey, Okey! Zgadzam się. 
Uniosłam ręce w obronnym geście.
Ruszyłyśmy w stronę naszych domów. Po drodze Ann namówiła mnie na jutrzejszą imprezę u Louisa Tomlinsona. Nie znam go osobiście ale podobno fajny facet. Na imprezach u niego nie można się nudzić.
   W pewnej chwili zrozumiałam, że jakiś zakapturzony mężczyzna podąż za nami już od kilkunastu minut.
- Ej ten koleś za nami jest podejrzany.
Zwróciłam się do koleżanki
- Ehh… pewnie jaki kibol. Nie znoszę ich! Luzik El.
Uspokoiła mnie Anna. Pewnie ma rację. Często przesadzam. Dotarłyśmy pod mój dom.
- Pa Kotku, bądź u mnie o ósmej.
Pożegnała mnie przyjaciółka.
- Pa. Kocham Cię!
Tymi słowami zakończyłam naszą rozmowę.
Weszłam do domu.
- Cześć Tatku!
Krzyknęłam z korytarza pozbywając się z nóg moich znoszonych tomsów.
- Hej Kochanie!
Dobiegł do mnie głos mojego taty z kuchni. Weszłam do pomieszczenia i ujrzałam mego ukochanego ojca przy stole zatopionego w stercie papierów. Ehh… ta jego praca w domu. Z jednej strony jest to pożyteczne ale i uciążliwe. Tata przebywa wtedy w domu ciałem lecz nie umysłem.
- Jest coś na obiad? Umieram z głodu.
- W lodówce jest zupa. Jeśli możesz odgrzej ją sobie Kochanie. Mam do załatwienia jeszcze kilka spraw namieście. Potrzebujesz czegoś?
- Ciebie…
Odparłam ze smutkiem ale i szczerością.
- Och. Skarbie przepraszam. Nie zejdzie mi długo.
Powiedział mój zapracowany ojciec całując mnie w czoło. Usłyszałam trzaśniecie frontowych drzwi i zostałam sama ze swoimi myślami i odgrzaną zupą. Postanowiłam skorzystać ze samotności więc zjadłam posiłek na kanapie czego surowo zabraniał tata.
Muszę przyznać jak na samotnego ojca daję radę, no i jest świetnym kucharzem. Tęsknię za mamą. Już tyle lat minęło od jej śmierci. Nigdy się z tym nie pogodzę. Nie można zaakceptować utraty tak bliskiej osoby, da się co najwyżej nauczyć z tym żyć.  
   Po pysznym posiłku udałam się do mojego pokoju. Resztkami sił odrobiłam zadania domowe. Stwierdziłam, iż po jutrzejszej imprezie będę leczyć kaca więc wole mieć to z głowy, niż spisywać pracę domową na kolanie w poniedziałek. Po zakończeniu nauki ruszyłam w stronę łazienki. Stanęłam przed lustrem, patrząc na swoje odbicie starałam się odnaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Czemu tata jeszcze nie wrócił? To pewnie przez korek lub jakiś wypadek na drodze, już kiedyś się to zdarzyło. 
   Weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę a ciepła ciecz działała na moje spięte i zmęczone ciało jak naturalny balsam. 
Osuszyłam się i przebrałam w luźną piżamę. Od zawsze cenię sobie wygodę. 
Taty nadal nie było. Pomyślałam, że coś nie gra. Martwiłam się o niego ale jest dorosły. Dotarło do mnie, że na pewno nic mu się nie stało. 
   Nie wiedziałam w tedy jak bardzo się mylę.  
Aby ochłonąć otworzyłam okno i usiadłam na parapecie w swoim pokoju.  Często to robię, uspokaja mnie to, pozwala uciec od problemów. Noc była zaskakująco ciepła. Gwieździste niebo rozpościerało się nad moją głową. Był to cudowny widok lecz nie to przykuło mą uwagę... 
   Zatrzymałam swój wzrok na postaci opartej w nonszalancki sposób o starą latarnię na przeciwko mojego domu. W blasku latarni widać było, że jest to wysoki młodzieniec z burzą loków wpatrujący się w moją postać. 
   Przeraziłam się! Zamknęłam szybko okno a kontem oka zauważyłam, że tajemniczy mężczyzna udał się wzdłuż ulicy i znikną za rogiem. 
Coraz  mniej mi się to podobało. To całe zniknięcie taty, tajemniczy facet, domniemany kibol... 
Wiedziałam, że tej nocy nie zasnę spokojnie. 


__________________________________________________________________________________


Jak I rozdział? ;D 
Zastanawiam się czy pisać dalej... chyba nie jest mi to przeznaczone XDDD