piątek, 21 listopada 2014

Rozdział VII

*Harry*  
Moje nerwy nie wytrzymywały. Miałem dość tej całej szopki!
Z tą dziewczyną było stanowczo za dużo problemów.
Wsiadłem do swojego samochodu i ruszyłem w stronę cmentarza. Kochałem to miejsce. Tu spotykałem się z moim ojcem.
Wysiadłem z auta. Udałem się na grób Joe'go Styles'a.
Byłem dumny, że mogę nosić to nazwisko. Mój ojciec był bohaterem. Stanąłem przed miejscem, w którym spoczywał tata
-Nie daję rady. Wszystko co robię czynie z myślą o Tobie. Ciężko mi.
Załkałem. Położyłem różę na grobie ojca.
-Tak wiele wycierpiałeś przez Grahama. Muszę to zmienić. Teraz on będzie cierpiał. 
Usiadłem na ławeczce i wpatrywałem się w kawał marmuru. Przypomniało mi się jak ojciec zabierał mnie każdego ranka do piekarni i kupował świeże bułeczki.
Pojedyncza łza kapła na moje czarne rurki.
Uśmiechnąłem się, ponieważ uświadomiłem sobie, że tylko tata potrafił mnie wzruszyć. Sięgnąłem do kieszeni po paczkę fajek. Dopiero wtedy zoriętowałem się, że nie mam kluczyków od kajdanek. Moje oczy rozszerzyły się do niezwykłych rozmiarów. Biegiem ruszyłem w stronę parkingu przed cmentarzem.
*Elizabeth* 
Wydostałam się z tej rudery. Moje nadgarstki bolały. Chwiałam się na nogach. Brak pożywienia dawał się we znaki.
Biegłam. Długo biegłam.
W pewnej chwili usłyszałam ryk silnika. Polną drogę, którą biegłam oświetlił blask świateł samochodowych.
Gwałtownie skręciłam w rów. Upadłam na coś ostrego. Z mojej nogi wystawał kawał szkła. Bolało jak cholera.
Powoli traciłam przytomność. Jedyne co zdążyłam zobaczyć to zielone oczy i bujne włosy, delikatne i miękkie.
*Harry*
-Wstawaj!
Wydarłem się chwytając ją za ramie. Odpłynęła, jeszcze tego mi było trzeba.
Już miałem ją szarpnąć ale zauważyłem szkło w jej nodze. Auć!
Szybko skoczyłem do samochodu po apteczkę. Bałem się wyjąć jej to szkło. Mogło ją chelrnie boleć a tego nie chciałem. Zrobiłem to powoli, najdelikatniej jak umiałem. Obandarzowałem jej nogę gdy nagle dostrzegłem rany na nadgarstkach Elizabeth. Jezu, chyba zostane pielęgniarką na cały etat.
Opatrzyłem i te rany.
Wziąłem ją na ręce. Była taka lekka, delikatna. Jak mogłem chcieć ją skrzywdzić. Położyłem Elizabeth na tylnim siedzeniu samochodu.
Jechałem powoli. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Jussa.
Odebrał po dwóch sygnałach.
-Słuchaj, masz jakieś 5 minut na zorganizowanie łóżka tak wygodnego, że na sam widok chce się w nim pieprzyć.
Nie czekałem na odpowiedź i rozłączyłem się.
Podobała mi się Elizabeth, nawet bardzo.
Zapragnąłem traktować ją jak księżniczkę. Moją księżniczkę.
Zatrzymałem się przed tą budą. Księżniczki zasługują na pałace.
Przed wejściem stał Juss. Podeszłem do niego a on wyciągną do mnie rękę ale zignorowałem to. Szczeniak mnie wkurza.
-Załatwiłeś to co chciałem?
-Taa, spokojnie. Ale się wkręciłeś.
Nie mogłem uwierzyć, że ten szczyl się odzywa do mnie w ten sposób.
Zamachnąłem się i trafiłem go moimi kostkami prosto w twarz. Chłopak osuną się na nogach. Ups.
Wziąłem na ręce Elizabeth i ruszyłem w stronę budynku.
Kątem oka zobaczyłem krew na nosie Justina. Nie było mi go szkoda.
Mimo, że go nie lubiłem wywiązał się z zadania. Łóżko było dwuosobowe. Prawidłowo.
Położyłem moją księżniczkę na materacu.
Wyglądała pięknie.
Oderwałem rękaw od mojej koszuli i zamoczyłem w kałuży.
Potarłem jej czoło. Powoli otworzyła oczy.
Zobaczyłem błękit jej źrenic. Była cudowna.
-Zimno mi.
Wyszeptała. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawe, że jest tylko w mega seksownej sukience.
Wyciągnęła do mnie dłoń. Przyciągnąłem ją do siebie.
Oczy Elizabeth znowu się zamknęły.
Zasnęła w moich ramionach.
Niespodziewanie wszedł Juss.
Zaczął się podśmiechiwać ale pokazałem mu środkowy palec.
Zciągnąłem buty i położyłem się z moją księżniczką.
Razem zasneliśmy

2 komentarze:

  1. Cudowne *o*
    Next ;3
    Zapraszam do mnie ;d
    http://still-the-one-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Określę ten rozdział jednym słowem: ZAJEBISTY!
    Troszkę mi smutno, bo rozdziały dodawane są rzadko...ale są zajebiste.
    Zapraszam do siebie: http://onedirection-littlethings.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń