niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział VI

*Harry* 
Jezu! Co ja zrobiłem?! Nie chciałem tego. Co mi się dzieje? Nigdy nie podniosłem ręki na kobietę ale z drugiej strony żadna się tak do mnie nie odnosiła. Nie powinna była tego robić. To jej wina. ostatni raz na nią spojrzałem. Moim oczom ukazała się jedna, samotna, pełna bólu łza. Zapragnąłem ją przytulić, przeprosić, błagać o przebaczenie, ale nie. Niby już zagojona rana z przeszłości mi nie pozwalała. Gwałtownie się odwróciłem i ruszyłem w stronę wyjścia.
Musiałem odwiedzić jedno miejsce. 
*Elizabeth* 
W jego oczach buzowała złość, agresja, nienawiść. Bałam się go. Wiedziałam, że jest w stanie zrobić mi krzywdę. Wyszedł stąd jak huragan.Nie usłyszał nawet brzdęku upadających kluczy. moja jedyna szansa na ratunek leżała jakieś 3 metry ode mnie. otarłam łzę, wzięłam głęboki oddech i byłam gotowa. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak daleko od domu, która jest godzina. NIC. Ale jednego byłam pewna. Chciałam uciec od tego okropnego miejsca. Szarpnęłam rękami z nadzieją, że to pomoże mi w wydostaniu się. Wiele razy próbowałam zerwać z siebie kajdanki ale to tylko powodowało powstawanie nowych ran na moich nadgarstkach. Byłam tam kilka dni. Mało jadłam i spałam. Harry czasami przynosił mi jedzenie ale upychałam je pod materacem. Nie chciałam jego litości. Uniosłam się z łóżka. Stałam na własnych nogach. Od upuszczonych kluczy dzielił mnie metr. Postanowiłam przemieścić się razem z łóżkiem. Ciągłam je w stronę  mojego wybawienia. Stal kajdanek ocierała mi się o otwarte rany. Wiedziałam, że będą blizny. Wyciągnęłam rękę i poczułam chłodne uczucie wolności. W mych rękach spoczywały kluczyki.
Szybko zdjęłam to żelastwo z nadgarstków. Krew ciekła mi po dłoniach.
________________________________________________________________________________

    

1 komentarz: