*Harry*
Pojechałem z Elizabeth do miejsca gdzie Graham robił to całe gówno z ludźmi.Zaparkowałem samochód i odwróciłem się twarzą do dziewczyny.
- Słuchaj, pójde teraz na chwile do tego chuja ale nie bój się zaraz wracam - powiedziałem spoglądając jej w oczy.
- Okey, wracaj szybko.
Nie mogłem się powstrzymać i dałem jej delikatnego buziaka w policzek.
Otworzyłem drzwi i szybkim marszem ruszyłem w stronę starego magazynu.
Otworzyłem blaszane drzwi i ukazał mi się okropny widok.
Jakiś facet, przypuszczam, że ojciec Elizabeth, leżał zakrwawiony na ziemi, za lipnym biurkiem siedział ON. Usypał na drewnianym blacie kreske narkotyku a po obu jego stronach stali napakowani goście. To takie żałosne.
- Oo, kogo my tu mamy - odpalił papierosa - jak czuję się dziewczyna?
- Średnio bo maltretujesz jej ojca.
Gniew pulsował w moich żyłach. To co zrobił Elizabeth i mojej rodzinie było czymś okropnym.
- Wow! Wybawca uciśnionych się znalazł, może powinienem powiedzieć twojej koleżance ile kobiet zgwałciłeś, ile zabiłeś osób... Wymieniać dalej?
Kurwa.
- Zamknij się - wysyczałem przez zęby.
- Harry, radzę ci spasować bo koledzy ci pomogą.
Już miałem się na niego rzucić gdy ktoś złapał mnie za ramię. Elizabeth.
Miała łzy w oczach. Kurwa oby nie słyszała tego co mówił Graham.
Odwróciła głowę a z jej ust wydostał się jęk przepełniony bólem i rozpaczą. Zobaczyła swojego ojca.
Szybko podeszła do niego ale jeden z goryli Grahama ją powstrzymał.
Cholera, cholera. Co robić?
Miałem nóż w tylnej kieszeni. Zwinnym ruchem wyciągnąłem go i wbiłem z impetem w ramie faceta, który trzymał Elizabeth. Zawył z bólu.
- Uciekaj Elizabeth!
Dziewczyna spojrzała na swojego tatę i z przepraszającym wzrokiem uciekła kulejąc.
- Haha! Oj chłopcze jesteś taki zabawny.
Stałem z nożem w ręce i czułem, że mam małe szanse z nimi trzema.
Jeden złapał moje ręce od tyłu, drugi zadał mi cios w brzuch. To sprawiło, że upóściłem nóż i upadłem na kolana.
- Teraz przesadziłeś, kolego - powiedział Graham z rozbawieniem w głosie. Wymierzył mi cios prosto w szczękę. Z mojej rozciętej wargi popłynęła krew.
- Nikt ci nie pomoże w... - nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ kula trafiła prosto w jego głowę.
Odwróciłem się nie wiedząc o co chodzi. Elizabeth.
Stała w drzwiach, zapłakana.
Wykorzystałem to, że dwóch kolesi zawiesiło oko na Elizabeth i sprzedałem jednemu kopa w krocze a drugiego z impetem uderzyłem w twarz.
Wyciągnąłem rękę a dziewczyna rzuciła mi pistolet. Sprzedałem każdemu po kulce. Nie żyli.
Elizabeth płakała ale mimo to zajęła się swoim ojcem. Oderwała skrawek bluzy i zaczęła oczyszczać jego rany.
___________________________________________________
Ok, ok sporo się dzieje :D hahah opinie proszę wyrażać w komentarzach :*